środa, 1 grudnia 2010

Artystyczny skowyt czyli studia nad psią naturą

O tym, że pies barwnie wyje jak wychodzimy wiedzieliśmy od początku. Zanim opuszczaliśmy mury klatki schodowej oburzona sunia wydawała z siebie gulgot, mlasknięcie i zajmowała się sobą. O tym, co wyczynia podczas naszej nieobecności dowiedzieliśmy się dzięki anonimowej groźbie wetkniętej w drzwi. „Sprawę zgłosimy do Tow. O. Nad Zwierzętami. Jak można tak męczyć psa”. Sprawa wyglądała poważnie. Szkoda, że anonimowo. Żaden sąsiad nie chciał się przyznać, a my chcieliśmy poznać szczegóły. Niektórzy sąsiedzi nawet byli szczerze zaskoczeni. Napisaliśmy nieanonimowe ogłoszenie, w którym zobowiązaliśmy się dołożyć starań, aby problem zniknął.

Wiedzieliśmy, że problem istnieje, bo dodatkowym dowodem była nieustająco upaprana podłoga nawet przy 20 minutowym opuszczeniu zwierzęcia. Taka siła demontracji. Czajenie się pod domem nie wchodziło w grę, bo nasza bestia nas z pierwszego piętra wyczuwała i zachowywała się nienagannie.

Na szczęście technika przyszła z pomocą. Nagrania 2-3 godzinne pokazywaly zakres możliwości wokalnych naszej artystki. Ale zamiast pochylić się nas cierpieniem zwierzęcia pękaliśmy ze śmiechu. Kendi gulgotała artystycznie i z całą pewnością nie miało to nic wspólnego z bólem samotności. Oczywiście psiowyjstwo pojawiało się tylko, gdy drzwi mijali sąsiedzi. W pozostałych momentach słychać  było spokojne chrapanie. Ale problem pozostał.

Pominę opis 3 szkoleń specjalistycznych, pomysły stosowania kagańca czy włączania radia, które odwróciłoby jej uwagę od naszej nieobecności. Problem udało się rozwiązać dzięki zastosowaniu pierszych podstawowych zasad prowadzenia psa w domu i jego miejsca w stadzie. Dystans, wyznaczanie „granic” wolności, większa czułość w zamian za wykonane zadania, chłodno wydawane polecenia przy wychodzeniu z domu – dały spodziewane efekty. Plamy na przedpokoju zniknęły, wycie w większości również. Każde odstępstwo od zasad oznaczało powrót do problemu.

Ostatecznie problem zrozumieliśmy jednak dopiero po latach dzięki pani Agnieszce Janeczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz