środa, 1 grudnia 2010

Czy dwa koty to już wataha

Przeglądnęłam serwisy z bezdomnymi kociakami – żaden nie przypominał tego ze skrzyżowania, przy żadnym serce nie zabiło. Przestałam udawać, że chcę dowolnego kotka. Świadomie wybrałam rasę – wypatrywałam kociaki od hodowców konkretnej rasy. Wybrałam znów sercem – Layla patrzyła na mnie (i na parę tysięcy przeglądających te strony) swymi cudownymi kocimi ślipiami. Później dodatkowo okazało się, że wybrałam troskliwego i mądrego hodowcę. Pozostało miesięczne oczekiwania i przygotowania do przybycia kota norweskiego leśnego.

W swoim wyborze kierowałam się doświadczeniem znajomych, którzy fantastycznie swoje dwie norweskie pociechy wychowują i potrafią o nich barwnie i ciekawie opowiadać. Wybór rasy poprzedziło też czytanie wszystkich postów odnoszących się do możliwości wychowania norwega z psiakami. Duży silny kot o przyjaznej człowiekowi osobowości. "To kot dla nas".

Zamówiliśmy wszystko dla jednego kotka.

Ale czy skoro mamy dwa psy to nie powinniśmy szykować losu singla małej bezbronnej kotce! No oczywiście, że nie. Tygrysio pręgowana Layla patrzyła na mnie naprzemian z miłością i politowaniem ze zdjęć. Szukałam dla niej siostry. Ze swoich zamiarów zwierzyłam się hodowcy. Pani Ania namawiała gorąco jednak na kocurka. "Drugi facet się przyda" - powiedział mąż, w obliczu wizji starania się o kolejną babę do domu. I stało się. Spojrzał na nas ze stron Morgul. Na zdrowy rozum nie powinien nas zachwycić. I nie zachwycił. On nas zaczarował. Kolejny niezwykły hodowca i spokój, że mamy "komplet". Pozostało tylko zwielokrotnienie przygotowań, bo co dwa kotki to nie jeden.

Wataha jest już z nami. Odmieniła nasze życie, o czym w następnych postach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz