środa, 1 grudnia 2010

Jak przekonać męża do psa czyli początek sagi

„Żadnych zwierząt” – powiedział mąż. Żółw zaręczynowy po roku zakończył żywot, zresztą obserwacja jego śmiałych akcji tylko w dziesięciokrotnym przyspieszeniu pozwalała skupić uwagę. „Psa w bloku trzymać nie będziemy a z kotką rodziców Kaśka mnie wyłącznie drapała i uciekała. Mamy małe dziecko. Nie szukajmy kłopotów” – argumenty logiczne. Dziecko miało 4 lata. Taki rozsądny facet w chwili obecnej po 14 latach ma już dwa psy i dwa koty.

Najważniejsze okazało się znalezienie właściwego argumentu. Pierwsze 4 lata córki spędziliśmy na jej rehabilitacji – czas pracy nad sprawnością motoryczną dziecka okazał się również czasem budowania silnych więzi. Córka – oczko w głowie tatusia. Argument nasuwał się sam. „Mały pies może pomóc w wychowaniu dziecka. Dzieci wychowywane w domach z psem nie mają alergii, uczą się delikatości względem zwierząt i takie tam”. Tydzień później mały puchaty sznaucer z targu wkroczył dumnie na pokoje. Wybór nie był przypadkowy – psiak miał być aktywny, odporny na choroby i zapędy małych dzieci do męczenia.

Kamela okazała się być psem wzorcowym. Najbardziej człowieczy z wszystkich psów. W lot rozumiejący sytuację, zawsze chętny do zabawy, bez cienia agresji do zwierząt czy ludzi. Kochał nas całą swoją swoją psią duszą, od początku wiedział też, że należy szczególnie delikatnie traktować córkę. Nam skakał na nogi w zabawie, na dziecko – nigdy. Bez specjalnych szkoleń i starań. I tak dziecko i pies dorastały razem.

rachunku Jak na absolwentów kursów z logiki i prawdopodobieństwa wyciągnęliśmy całkowicie bezsensowne wnioski, że każdy średni sznaucer na pewno będzie miał taką wspaniałą psychikę. Z Kamelą nasze dziecko się wychowało. Gdy Kameli zabrakło dom stał się przeraźliwie pusty. I postanowiliśmy natychmiast tę pustkę jakoś wypełnić…

Ciąg dalszy ...    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz