środa, 1 grudnia 2010

Kto będzie bronić domu czyli konsekwencje pewnego włamania

Z kryzysem wieku średniego każdy wcześniej czy później się musi uporać. Tyle sposobów, ilu delikwentów. W naszym przypadku objawił się w klasyczny sposób – decyzją o budowie domu. Trzy lata załatwiania formalności, walki z urzędami, niesolidnością niektórych wykonawców, niespodziankami losu, wielomiesięczne zaangażowanie w wykańczanie wnętrz, portfela i siebie lekko oddaliło widmo kryzysu. Wiadomo było jednak, że we własnym pierwszym w życiu domu będzie wilczyca i w przyszłości kot jako naturalny obrońca domu przed gryzoniami oraz element estetyczny kominka. Ale to miała być odległa przyszłość.

Decyzje przyspieszyło włamanie do sąsiadów – bezczelne, agresywne (wiercenie dziur w oknach w środku nocy). A ponieważ nasze życie zyskało chwilową niebezpieczną stabilizację postanowiłam je urozmaicić szybkim kupnem wymarzonej przez męża wilczycy. Jak za pierwszym razem argument logiczny okazał się kluczowy. „No ktoś nas musi bronić”.

Z wyborem hodowcy nie mieliśmy problemu. Pan prowadzący szkolenia psów, który pomógł nam opanować problemy ze sznaucerem miał ostatnią sunię do sprzedania. W 4 dni po podjęciu decyzji pies był w domu. Smuklutkie czarnobiszkoptowe stworzonko rozpoczęło życie w naszym domu.

Już pierwszej nocy wyglądało, że nasz pomysł był szalony. Nadpobudliwy sznaucer nie dał Dżinie pięć minut spokoju. W działaniu były kły, gonitwa i powarkiwania. Po zakupie psiaka znajomy hodowca zwrócił uwagę, że te dwie rasy niezbyt się tolerują. Gdybym mogła „stanąć obok siebie” to zapewne zobaczyłabym przerażenie we własnych oczach. „Ale nie martwcie się. W końcu się nie bez walki, ale się dotrą..”. Oczami wyobraźni widziałam sceny walki.

Jak bardzo pozytywnie nas życie zaskoczyło można zobaczyć w galerii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz